piątek, 17 stycznia 2014

Epilog

Zachowam Cię już w sercu na zawsze.


Ja, Magdalena, biorę sobie Ciebie, Michale, za męża
I ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską
Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący i Wszyscy Święci.

Ja, Michał, biorę sobie Ciebie, Magdaleno, za żonę
I ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską
Oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący i Wszyscy Święci.

   Wszyscy obecni na ceremonii ocierali łzy wzruszenia, szczególnie matki obojga Młodych. Piotrek i Amelia, świadkowie, posłali sobie nawzajem przyjazne uśmiechy, wyraźnie zadowoleni, że tych dwoje wreszcie zrozumiało, że ich drogi do końca życia będą się przeplatać. Byli szczęśliwi, że im się udało, że w końcu ujrzeli swoją miłość. Miłość, która wodziła ich za nosy przez tyle pięknych lat, które były światłe dla Pary Młodej, mimo wzlotów i upadków. Byli sobie wierni, czekali na siebie, nawet o tym nie wiedząc. Podświadomość była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Kochali się, ale próbowali oszukiwać przede wszystkim samych siebie. Całe szczęście im się to nie udało. Dzisiejszego, ciepłego, wakacyjnego dnia połączyli się małżeńskim węzłem, patrząc sobie głęboko w oczy i ściskając się za ręce.
   Pocałunek nowożeńców wydawał się nie mieć końca. Wzbudził wiwat i radość zebranych. Po uroczystej Mszy świętej całe zebrane towarzystwo wyszło przed kościół, by złożyć życzenia dwójce zaczynającej nowe, wspólne życie i obsypać ich ryżem i drobniakami, wróżąc jak najlepszy początek legalnego związku.
   Para Młoda wyszła na końcu.
   Ona, w olśniewającej białej sukni z koronkowym gorsetem i fikuśnymi wzorami na wierzchniej warstwie wyszytymi srebrzystą nicią. Na jej odkryte plecy lekko spadał cudownie ozdobiony welon, który wypływał spod jej wysoko upiętych blond włosów.
   On, w ciemnym garniturze, z muchą na jej życzenie i koszuli z ciemnymi wstawkami i guzikami, by ładnie się komponowały. Kwiatek w jego butonierce idealnie pasował do tych, które były w jej bukieciku i włosach.
   Wszystko było idealne. Czas, pogoda, ich wygląd, dobór gości i świadków. Wszystko się zgadzało. Nic nie było oddane przypadkowi.
   Otrzymali falę życzeń, prezentów, wina, uścisków i buziaków. Z uśmiechem dziękowali wszystkim, nie z obowiązku, lecz z pełni serca, bo dla ich obojgu to miało wielkie znaczenie. Każde zaproszenie było doskonale zaplanowane. Każda z tych osób wniosła coś do ich życia, zajmowała w nim czołowe miejsce. Szczególne miejsce miały dwa osobniki, żeński i męski, które były świadkami tego arcyważnego zdarzenia. Chcąc, nie chcąc, to dzięki tej dwójce Lena i Michał wreszcie pojęli, że są dla siebie stworzeni. Znali się, jak dwa łyse konie, a Amelia o tym doskonale wiedziała, ale jednak podjęła próbę pomocy przyjaciółce, która chciała zakochać się w kimś, przy kim nie będzie się zastanawiać, czy da radę przyjaźnić się z kimś i równocześnie kochać tą osobę. Takim osobnikiem miał być Piotrek, ale Pan Bóg znów pokrzyżował plany tym na dole. Znów namieszał i wymieszał. Wymieszał małżeństwo.
- Życzę Wam wszystkiego, co najlepsze na nowej drodze życia. Miłości, lojalności, wiary i braku monotonii. Żebyście zawsze się kochali tak, jak dziś. Gromadki dzieci - tu środkowy puścił oko do kolegi z branży - i dostatku każdego dnia. Tego materialnego, jak i duchowego. Mnóżcie się i kochajcie! - objął obojgu i uronił pojedynczą łzę.
- Dziękujemy, Wodzireju - zaśmiał się drugi z siatkarzy. - Widzę, że niedługo kolejna impreza - wskazał na splecione palce świadków.
- Zobaczymy - odparła brunetka w granatowej sukience, pociągając za krawat partnera w tym samym kolorze.
- Podobno to miał być mój ideał faceta - zachichotała Panna Młoda, zauważając ich połączone dłonie.
- No właśnie, czym ty się w końcu sugerowałaś? - domagał się wyjaśnień środkowy bloku.
- Musimy teraz o tym rozmawiać? Młodzi, chyba nie chcecie się spóźnić na własne wesele?
- Znowu odwraca kota ogonem - mruknął dwumetrowiec, po czym dostał w prezencie łokieć między żebra.
- Uśmiechaj się i wszystko będzie dobrze - poklepał go po ramieniu drugi siatkarz i ruszyli do limuzyny.

Od autora:

JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ EPILOG TO SKOMENTUJ. CHCĘ ZOBACZYĆ ILE OSÓB CZYTAŁO MOJE WYPOCINY.

To jest już koniec! Nie ma już nic! Jesteśmy wolni! Możemy iść!

Tylko nie uciekajcie na długo, niebawem (jeszcze nie znam dokładnej daty) widzimy się na opowiadaniu o Andersonie. Kto jeszcze nie zajrzał - zapraszam! <KLIK>
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i że skomentujecie.

Bardzo łatwo pisało mi się epilog i mimo wszystko, mam nadzieję, że #TeamPiotrek mnie nie udusi, bo w końcu chyba chcecie kolejne opowiadanie? W głębi duszy modlę się, by tak było.

Żegnamy się na krótko. Nie zapomnijcie o mnie.


Do następnego, Zuza.

piątek, 10 stycznia 2014

Dzień trzynasty z perspektywy Michała Kądzioły

Nie ma słów, które zniszczą Cię we mnie.


   Zerwałem się z łóżka i wyciągnąłem z szafy torbę. Począłem szybko wrzucać do środka ciuchy, kosmetyki i sprzęt. Gdy przestrzeń pokoju przemierzała ładowarka mego telefonu, drzwi otworzyła mama. Zerknęła na mnie zmartwiona i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Synku - wyszeptała - wiedziałam, że nadal ją kochasz.
- Szkoda, że ja o tym nie miałem pojęcia - rzekłem ironicznie.
- Nie zepsuj tego kolejny raz.
- Pocieszyłaś mnie - powiedziałem gorzko. - Skoro chcesz, by została twoją synową to może dasz mi możliwość dalszego pakowania się?
- Oczywiście. Zrobić ci coś do jedzenia? - spytała, stojąc przed wyjściem.
- Nie jestem głodny, jeśli będę to gdzieś przystanę. Dziękuję, ale nie.
- Pospiesz się i niczego nie zapomnij.
   Wyszła zostawiając mnie samego. Wróciłem do uzupełniania bagażu. Parę ostatnich drobiazgów. Dokumenty, portfel i kluczyki od auta do kieszeni. Zarzuciłem torbę na ramię i zamknąłem za sobą drzwi. Pożegnałem się z rodzicami i już po kilku minutach zapinałem pasy bezpieczeństwa, równocześnie odpalając silnik maszyny.

   Lekko się ściemniało, gdy zaparkowałem przed rzeszowskim budynkiem. Z wnętrza bloku wyłoniła się sylwetka Amelii. Szła dziarskim krokiem w kierunku dwóch dziewczyn i chłopaka, stojących na skraju osiedla. Przywitali się ze sobą. Po chwili namysłu doszedłem do wniosku, że lepszego momentu nie będzie. Chwyciłem torbę i wysiadłem z auta. W kieszeni poczułem wibracje. Odblokowałem telefon, a moim oczom ukazała się wiadomość od Pokręconej.
Nie myśl, że cię nie widziałam. Macie dzisiaj noc dla siebie. Nocleg mam załatwiony. Życzę powodzenia. Ściskam!
   Uśmiechnąłem się i odpisałem jej:
Nie dziękuję. Mam nadzieję, że nocujesz u tego kolegi (;
   Zamknąłem samochód i ruszyłem ku wejściu na klatkę schodową.
   Kolejny sms.
5701. Chyba to ci się przyda, a co do kolegi... Nie. Nie wszyscy mają takie sprośne myśli, jak ty, Kądziu :P
   Wyszczerzyłem się i wystukałem podany przez mieszkankę tego budynku PIN. Prawidłowy. Pchnąłem drzwi i wbiegłem po stopniach.
   Wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem przycisk dzwonka. Usłyszałem szuranie i dźwięk przekręcanego w zamku klucza.
   Stanęła przede mną zdziwiona. Miałem wrażenie, że coś przygwoździło ją do podłoża. W jej oczach natychmiast zabłysły łzy, a ona sama zarzuciła mi swoje kościste ramiona na szyję. Wtuliła się we mnie mocno, a ja nie zamierzałem protestować, w końcu po to tu przyjechałem. Objąłem ją w pasie i pocałowałem w skroń. W tym momencie miałem w garści całe swoje szczęście. To, które utraciłem przed laty i które wreszcie odzyskałem.
- Wejdźmy - wyszeptała, ciągnąc mnie w czeluści mieszkania.
   Zakluczyłem drzwi i podążyłem za nią, po drodze wrzucając torbę do jej sypialni.
   Ledwo weszła do pokoju, a już chciała powędrować ku aneksowi kuchennemu, by wstawić wodę. Powstrzymałem ją płynnym ruchem, przyciągając do siebie i zamykając w szczelnym uścisku.
- Nie mogłem dłużej bez ciebie wytrzymać  - wyznałem.
   Wybuchnęła płaczem.
- Nawet nie wiesz, jak długo ze sobą walczyłam - wycedziła przez zęby.
   Odsunęła się lekko i, uderzając mocno pięścią w mój tors, załkała:
- Ty cholerny dupku! Kiedy o tobie już zapominam, wracasz. Ciągle siedzisz mi w głowie!
- Lenka, uspokój się - zagłuszyłem jej ciosy, blokując jej nadgarstki.
- W dupę sobie wsadź ten spokój.
- Kocham Cię, zrozum to wreszcie.
- Przez tyle lat nie było cię stać na takie szczere wyznanie?
- Kocham Cię.
- I to jest największy problem - mruknęła.
- Czekaj, bo już się pogubiłem. O czym ty mówisz?
- Musisz odwzajemniać tę pieprzoną miłość?
- Nie muszę - ująłem w dłoń jej twarz i spojrzałem w jej brązowe oczy z nadzieją, że ujrzę w nich coś, co potwierdzi jej poprzednie słowa. - Chcę. Chcę ją odwzajemniać.
   Błądziłem w jej tęczówkach, by wreszcie zdobyć się na kluczowy ruch. Połączyłem nasze wargi w czułym pocałunku, powoli dozując procent namiętności. Na początku złączyłem nasze usta, a później ciała na przypieczętowanie naszej wieloletniej miłości.

   Leżeliśmy półnadzy w jej sypialni. Ona wtulała się w mój tors, a ja rozmyślałem nad tym, jak jeszcze bardziej umilić jej tę chwilę.Wreszcie wpadłem na pomysł nadający się do realizacji. Wstałem z łóżka, dorwałem się do wieży stereo i włączyłem jedną ze starych płyt Perfectu, które Lenka tak uwielbiała, i wróciłem koło niej, ponownie ją obejmując. Zaczęła nucić:
Kochaj mnie,
Kochaj mnie nieprzytomnie,
Jak zapalniczka płomień,
Jak sucha studnia wodę,
Kochaj mnie namiętnie tak,
Jakby świat się skończyć miał.
   Uśmiechnąłem się lekko i wyszeptałem jej na ucho:
- Zawsze i wszędzie... Z dziką rozkoszą.
   Spojrzała na mnie oczami przepełnionymi czułością i musnęła palcami mój policzek, a następnie złożyła na nim delikatny pocałunek.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też kocham - wbiłem się w jej usta.

Od autora:

Przed nami epilog, moi drodzy. To było nieodzowne, nieuniknione... To już jest prawie koniec.

Chciałam wyrazić swoją opinię na temat niezwiązany z siatkówką: WYPADEK MORGENSTERNA.
Współczuję Morgiemu, bo skakał w tym sezonie świetnie, porównując do zeszłego PŚ fenomenalnie, a to już jego drugi poważny wypadek. Oby z tego wyszedł. Życzę mu, jak najlepiej, choć nie należy do moich ulubieńców, aczkolwiek bardzo Go szanuję. See you soon, Morgi!

W dalszym ciągu kolekcjonuję czytelników na opowiadanie o Andersonie! <KLIK>
Wpisujcie się do "Informowanych".

W razie pytań: ASK.

Pozdro600, PAF! PAF! Zuza :D

piątek, 3 stycznia 2014

Dzień trzynasty

Nie wszystko jesteśmy w stanie przezwyciężyć. Przeznaczenie tak ma.


SOBOTA


   Luźny dres, za duży T-shirt, dwie różne skarpetki, niedbały kok na czubku głowy i kubek gorącej czekolady szczelnie zamknięty w obręczy moich długich, szczupłych palców. W danej chwili nie potrzebowałam do szczęścia niczego więcej.
   Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Cicha melodia, pieszcząca moje uszy. Muzyka relaksująca. Rozejrzałam się po pokoju. Moja komórka znajdowała się na podłodze jakiś metr przede mną. Jakim cudem się tam znalazła? Pojęcia zielonego nie mam. Podniosłam ją, a moim oczom ukazał się napis Tata. Radość wypełniła moje oczy, odebrałam.
- Cześć, córcia - odezwał się.
- Cześć, tatku.
- Co tam u ciebie słychać?
- Co chcesz wiedzieć?
- Jak studia, powiedz ty mi, dziecko.
- Dobrze. Ostatnie kolokwium na pięć. Możesz być dumny.
- Zawsze jestem - odparł, a mi zrobiło się cieplej na sercu. - Wiesz, że Michał jest w Polsce?
- Sądzisz, że przegapiłabym takie kluczowe wydarzenie? Wiem, odwiedził mnie i chyba niedługo znów to zrobi.
- To dobrze. Pytał o ciebie ostatnio. Powinienem o czymś wiedzieć?
- Dziadkiem nie będziesz - powiedziałam szybko.

   Amelia wróciła z zakupów. Rzuciła torby na blat i poczęła rozprowadzać ich zawartość po szafkach i lodówkowych półkach. Jak dobrze, że przyniosła coś do jedzenia, bo w naszej lodówce miałyśmy tylko światło. Skończyła rozpakowywać reklamówki i odwróciła się w moją stronę.
- Będziesz widziała się dziś z Piotrkiem? - spytała z uśmiechem.
- Nie szczerz się tak, bo nic mi o tym nie wiadomo.
- A mi tak - pisnęła.
- Moje uszy, Melka - mruknęłam, zatykając jedno z nich.
- Nie marudź, wredna małpo - spojrzała w stronę przedpokoju. - Wchodź, rycerzu.
- Rumaka zaparkowałem pod oknem. Chcesz zobaczyć? - zaśmiał się Pit, przekraczając próg pomieszczenia.
- Nie skorzystam. Co ty tu robisz? - skierowałam pytanie do Cichego. - A ty - wskazałam na Amelię - co znowu wykombinowałaś?
- Nie warcz na mnie.
- Nie warczę.
- Chciałam dobrze - spojrzała na mnie z wyrzutem i wybiegł z mieszkania.
   Dobrze? Jak dla kogo.
- Przepraszam - powiedziałam do Nowakowskiego i ruszyłam za nią.
   Zbiegłam po schodach i dorwałam ją przed budynkiem.
- Amelia, wiem, że chcesz wygrać ten zakład i że ta jego wizyta to twoja sprawka, bo w twoim interesie jest, bym była z nim jak najbliżej. Jest jeden mały problem, a mianowicie, ja nie wiem, czy potrafię pokochać kogoś, kto nie jest Kądziem. Nie mam pojęcia, czy coś takiego jest w ogóle w tym momencie możliwe. Może to urojenie, a może moja jedyna szansa na prawdziwe szczęście. Na prawdziwą miłość.
   W jej oczach przez chwilę zobaczyłam zawahanie. Uśmiechnęła się smutno i zamknęła mnie w ciasnym uścisku.
- Idź do niego i powtórz mu to samo. Dobra, może lekko to skoryguj, żeby siary nie było. Zakład anulowany - postanowiła. - Wiszę ci stówę.
- Nie, Melka. Jesteśmy kwita. Dzięki tobie wreszcie zrozumiałam, że znalazłam drugą połówkę.
- Nie ma za co, Lenka. Kocham cię, siostrzyczko.
- Też cię kocham - ścisnęłam ją mocniej.
   Usłyszałyśmy gwizd i obie odruchowo spojrzałyśmy w niebo.
- Ej, dziewczyny! Macie zamiar wejść na górę czy mam robić za Roszpunkę?
- Zrzuć swój warkocz, Złotowłosa!
   Amelia zaśmiała się u mego boku.
- Przykro mi, ale ostatnio byłem u fryzjera i mam ubytki.
- Jak mogłeś! Chodź, Melka.
- Nie idę, chcę się przespacerować. Opowiedz o wszystkim Piotrkowi. Bądź z nim szczera, siostra.

   Piter zamyślił się na chwilę i spojrzał na mnie uważnie.
- Ten zakład to też twoje roztrzepanie?
- Nie. Piotrek - westchnęłam głośno - Amelia po prostu próbowała mi wybić z głowy byłego chłopaka.
- Michała? - spytał, siadając na podłodze na przeciw mnie.
- Wstań.
- Odpowiedz.
- Tak. Chciałam wyzbyć się Michała z mojego życia. Melka chciała mi w tym pomóc. Nawet nie wiesz, jak trudno jest zapomnieć o człowieku, który przewija się przez wszystkie twoje lata i jest nieodzownym elementem twojego rodzinnego blokowiska.
- Wyobrażam sobie, że nie należy to do najłatwiejszych - odpowiedział spokojnie. - Dlaczego akurat ja?
- Tego to nawet ja nie wiem. Spytaj się Pokręconej.
   Zaśmiał się.
- Na serio mówię. Sama chciałabym wiedzieć - wyznałam. - Mówiła coś o tym, że jesteś siatkarzem i niewiele ci brakuje, by zawrócić mi w głowie.
- To pewnie mój urok osobisty.
- Albo skromność... Albo raczej jej znikome ślady. Za dużo przebywasz z Igłą - powiedziałam, przykładając mu dłoń do czoła i lekko go odpychając.
- Żartujesz? To na bank moja błyskotliwość.
- Chyba jak się brokatem obsypiesz. Chcesz? Mamy w łazience taki w spray'u.
- Wtedy będę gwiazdą!
- Oby kina niemego...
- Siatkówki! - odparł oburzony.
- Damskiej?
- Chyba ty.
- Brak argumentów? - zakpiłam. - Gdyby nie kontuzja to mógłbyś mi buty czyścić przed wejściem na parkiet.
- No chyba sobie... Dobra, wygrałaś. Co z Michałem?
- Co ma być?
- Dzwonisz do niego? Jedziesz?
- Nigdzie się nie wybieram, a zadzwonić mogę za dwie godziny. Tyle bez siebie wytrzymaliśmy to dziesięć minut czy też dwie lub trzy godziny nas nie zbawią.
- Racja. Za to dzwoń po Pokręconą.

   Siedziałam na podłodze obok wejścia do pokoju, opierając się plecami o ścianę i śmiejąc się do rozpuku. Piotrek przyjął taką samą pozycję obok blatu kuchennego, a Amelia siedziała na jednym z krwistoczerwonych foteli.
   Dosłownie płakaliśmy ze śmiechu, gdy Melka na poczekaniu próbowała wymyślić dlaczego to Piotrek był kozłem ofiarnym naszego zakładu. Sam zainteresowany próbował się opanować, ocierając łzy spływające mu po policzkach, ale nie bardzo mu się udawało.
- Żartujesz? - wydukał.
- Kiedy to prawda. Wpisałam w wyszukiwarkę parę słów opisujących jej wymarzonego faceta - wskazała na mnie - i wyskoczyło mi twoje zdjęcie.
- Wujek Google zawsze pomoże.
- Imię i nazwisko też wpisałaś? - zaśmiałam się.
- O kurde, łzy mi lecą - mruknął Pit.
- Zaraz wszystkiego się dowiemy...
- Co ty knujesz?! - wybuchła Mela.
- Gdzie ty masz laptopa?
   Po chwili z powrotem siedziałam z jej komputerem na kolanach i nadal próbowałam unikać orzechowych pocisków. Pomińmy to, że gdy wchodziłam do pokoju jednym z takowych oberwałam, co bardzo ucieszyło Piotrka, ponieważ założył się z Melką, że trafi. Pokazałam obojgu siatkarski znak pokoju. Gdyby on potrafił zapełniać żołądek to na niektórych zgrupowaniach Igła nie musiałby chodzić na stołówkę.
   Piter przysunął się do mnie tak blisko, że stykaliśmy się ramionami, ówcześnie odgarniając złączone ze sobą skorupki.
- Przepraszam - wyszeptał mi na ucho. - Podzielę się z tobą tą dychą, co wygrałem.
- Co? - spytałam, wpisując hasło.
   RESOVIA. Very hard.
- Odszkodowanie.
- Ocipieliście? - spojrzałam na przyjaciółkę, robiąc unik przed kolejnym pociskiem.
- Spadaj.
- Dawaj tą historię - środkowy zabrał mi laptopa.
   Kliknął w odpowiednie miejsca i zaczął głośno czytać:
- Wysoki mężczyzna, siatkarz, brunet, dwa metry... Michał Kądzioła?
   Zaśmiałam się.

Od autora:

ZARAZ KONIEC.

W przyszłym tygodniu przedstawię Wam ten sam dzień, tylko z punktu widzenia Michała, a potem już tylko epilog.

Przepraszam za to coś u góry, ale zero weny. Może trochę na siłę? Kto wie, kto wie.

Pozdrawiam i zapraszam na Andersona <klik> i aska <klik>.

Zuza.