Powiedz tylko, że chcesz,
będę Twój.
CZWARTEK
Obudziłam się około dziesiątej. W czwartki nie miałam zajęć, więc całe dnie się leniłam. Głównie oglądałam filmy lub czytałam skąpe notatki i przygotowywałam się do kolokwiów czy innych takich. Jakiś czas temu pisałam pracę magisterską, ale mam to już za sobą.
Zaparzyłam sobie mocną kawę na rozbudzenie zmysłów i ruszyłam do łazienki. Po porannej toalecie ubrałam się przyzwoicie. Wyjęłam z chlebaka dwie mleczne bułeczki, chwyciłam swoją mocną rozpuszczalną z odrobiną mleka i zajęłam miejsce przed telewizorem. Zjadłam śniadanie, ujrzałam dno kubka i wykonałam znienawidzoną przeze mnie czynność, a mianowicie zmywanie naczyń. Wytarłam dłonie w puszysty, niebieski ręczniczek.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzałam w stronę przedpokoju. Zupełnie, jak w filmie. Włócząc po podłodze stopami przyodzianymi w skarpetki, doszłam do wyjścia mieszkania i nacisnęłam klamkę, przekręcając klucz w zamku.
- Co ty tu robisz? - Wymruczałam.
Uśmiechnął się i oplótł mnie swoimi długimi rękoma, przyciągając do swego torsu. Biło od niego przyjemne ciepło. Z początku chciałam go odepchnąć, ale po chwili namysłu zrezygnowałam. Czas w jego objęciach dawał mi radość i poczucie bezpieczeństwa. Pierwszy raz od kilku lat nie chciałam wbić się w jego usta, tylko poczuć, że jest przy mnie. Kochałam go, ale nie pragnęłam. Był to rodzaj miłości, którego nie potrafiłam opisać. Trochę, jak braterska, ale nie do końca... Może to tylko złudzenie? Krótkie zagłuszenie moich zmysłów? Sama już nie wiem. Pustka.
- Mówiłem, że przyjadę - wyszeptał mi do ucha.
- Jutro.
- Dziś jest jutro.
- Nie rozumiesz - odepchnęłam go lekko. - Dopiero jutro miałeś tu być.
- Serio? - Spytał zdezorientowany.
- Serio.
- Przepraszam. Byłem pewny, że umówiliśmy się na dziś.
- Dobra, dobra. Wchodź - wpuściłam go do środka. - Głodny?
Stałam w drzwiach sypialni i wpatrywałam się w Kądzia śpiącego na materacu. Pochrapywał cicho, a jego ramiona unosiły się równomiernie przy każdym oddechu. Był taki uroczy. Mogłam się tak w niego wpatrywać godzinami. Taki widok był jak najsłodszy miód na serce. Dawał wszystko, czego nie mogła dać codzienność. Poczucie lekkości i szczęścia. Nie miałam pojęcia dlaczego. Tak się działo i na tym kończyłam rozmyślania nad źródłem tej oto przyczyny.
Uśmiechnęłam się, widząc kolejne rytmiczne uniesienia barków przyjaciela. Poczułam wibracje telefonu.
- Słucham - odebrałam.
- Cześć, Lena - w słuchawce rozbrzmiewał głos Pita. - Masz wolny wieczór?
- Przykro mi, ale mam gościa i obiecałam mu, że poświęcę cały dzień tylko jemu.
Zacisnęłam powieki i przygryzłam usta. Ale żeś walnęła, Lena...
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. Nie będę ci przeszkadzał.
- Zaczekaj - uprzedziłam go przed wciśnięciem czerwonej słuchawki. - W sobotę najprawdopodobniej będę na meczu. Spotkamy się po jego zakończeniu?
- Jasne. Będę na ciebie czekał.
- Dziękuję - wymamrotałam.
- Nie masz za co.
- Mam - zaprzeczyłam. - Już dawno mógłbyś się rozłączyć.
- Nie jestem świnią.
- Wiem i dziękuję za to Bogu.
Michał coś zamruczał i przewrócił się na lewy bok.
- Chyba nie powinnam ci zawracać głowy swoimi poglądami i takimi tam. Widzimy się w sobotę? - Spytałm dla upewnienia.
- Oczywiście. Będę czekał - powtórzył.
- Dziękuję - powiedziałam z nieukrywaną radością. - Do zobaczenia, Piter.
- Do zobaczenia.
Michał obudził się około drugiej po południu, więc po zjedzeniu przygotowanego przeze mnie obiadu ruszyliśmy na halę treningową, by poodbijać sobie piłkę. Dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Usłyszałam masę opowieści z zagranicznych treningów duetu Kądzioła/Szałankiewicz, Uniwersjadzie w Kazaniu i Mistrzostwach Świata w Starych Jabłonkach. W prezencie dostałam parę recenzji filmów i książek kryminalnych. Po jakiś dwóch godzinach lekkiego treningu oboje leżeliśmy na parkiecie, śmiejąc się do rozpuku i szturchając. Dla zabicia nudy, wręcz nieobecnej, rzucaliśmy piłką w siebie nawzajem.
- Aua! - Oddałam mu. - Michał, to bolało.
Odwróciłam się do niego plecami i splotłam ręce na klatce piersiowej. Poczułam, jak Misiu kładzie swoją głowę na wcięciu mojej talii. Zamknęłam oczy i lekko przygryzłam dolną wargę.
- Nie obrażaj się - powiedział smutno. - Przyjechałem na jedną noc i nie chcę wyjeżdżać stąd w konflikcie z tobą. Rozumiesz - przerwał na chwilę i zachichotał pod nosem - skarbie?
- Ja się z tobą nie kłócę i nie obrażam. Powiedziałam, że to po prostu bolało. Jak będę mieć siniaka to walnę ci porządne kazanie przez telefon.
- Przepraszam. Nie chciałem, żeby cię zabolało.
Pocałował mnie w miejsce, gdzie znajdowało się jedno z moich żeber, a gdzie niedługo będzie widniał nowy siniak. Jego ręka powędrowała pod moją koszulkę i delikatnie gładziła obolałe miejsce.
- Nie przeginasz? - Spytałam beznamiętnie.
- Przepraszam.
Zabrał dłoń i przewrócił się na plecy. Usiadłam, podciągając kolana pod brodę.
- Musze przestać cię prowokować - westchnęłam, jakby sama do siebie.
- Nie musisz mnie prowokować. Działasz na mnie, jak magnes, za każdym razem, gdy cię widzę - spojrzał na mnie przepraszająco. - Nie potrafię sobie z tym poradzić. Przepraszam.
Położyłam się z powrotem na plecy. Głowa Kądzia wylądowała na moim brzuchu. Leżał w poprzek mojego ciała. Lekko czochrałam jego włosy.
- Tak też nie powinniśmy się zachowywać - zaśmiał się.
- Racja - przyznałam. - W sumie... Pieprzyć to.
Parsknął.
- Tobie pewnie chodzi o to, żebyśmy nie wylądowali razem w łóżku, co nie? Chodzisz na studia czy do zakonu?
Po raz kolejny w moich uszach zabrzmiał jego śmiech. Oberwał w łeb za głupie pytanie.
- Aua! To bolało! - Odparł oburzony.
- Nie będę cię przepraszać. Nawet na to nie licz - odrzekłam. - Studiuję.
- Święta się zrobiłaś? Cudowne nawrócenie?
- Ale z ciebie katolik - odpowiedziałam karcąco.
- Jestem wierzący, ale jeszcze niekanonizowany.
- I raczej nie będziesz - zauważyłam.
- Z kolei ty jesteś coraz bliżej.
Znów oberwał.
- Nie zamierzam cię przepraszać.
- To jesteś święta czy nie?
- Misiek, po prostu nie ma sensu pobudzać czegoś, co już dawno się skończyło.
- Zależy dla kogo - mruknął, zapewne z nadzieją, że tego nie dosłyszę. - Jeszcze parę lat temu dałabyś się pokroić, żeby zedrzeć ze mnie koszulkę, nieprawdaż? - Zapytał, uśmiechając się cwaniacko.
- Po pierwsze, dalej mogę to zrobić - zachichotałam, podciągając jego t-shirt i delikatnie obrysowując palcami jego umięśniony tors. - Po drugie, przyznaj, że to cię kręci - oblizałam usta, przygryzając dolną wargę.
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam - wymigał się od jednoznacznej odpowiedzi. - Musiałbym się przekonać - puścił mi oko.
Zaśmiałam się.
- Nie prowokuj.
- Och, wiem, że chcesz - uśmiechnął się łobuzersko i pokierował moją rękę niżej... I jeszcze niżej.
Próbowałam zachować trochę rozsądku.
- Michał, przestań - wymruczałam. - Proszę.
- Jasne - odparł niechętnie.
Zabrałam dłoń. Teraz badałam powoli i dokładnie zarys jego żuchwy. Lubiłam, gdy mężczyźni mieli wyraźnie zarysowaną szczękę, na przykład jak Aleh Achrem. To dodawało im męskości...
- Chyba powinniśmy się już zbierać.
- Jeszcze chwilkę - jęknął, zamykając oczy.
Leżeliśmy w milczeniu. Żadne z nas nie chciało zabierać głosu. Nie krępowała mnie ta cisza, z resztą, jego chyba też nie.
Czy na bank nie pragnęłam jego osoby? Jego dotyku, smaku warg i ciepła? Może po prostu była to rozpaczliwa chęć powrotu do przeszłości? Przecież poniekąd kojarzył mi się z moją kilkuletnią przygodą z plażówką. Zawsze będzie mi się z nią kojarzył. Przeszłości nie da się zmienić, choć byśmy chcieli tego nie wiadomo, jak mocno.
- Chodźmy.
Wstał i podał mi rękę.
Uśmiechnęłam się, widząc kolejne rytmiczne uniesienia barków przyjaciela. Poczułam wibracje telefonu.
- Słucham - odebrałam.
- Cześć, Lena - w słuchawce rozbrzmiewał głos Pita. - Masz wolny wieczór?
- Przykro mi, ale mam gościa i obiecałam mu, że poświęcę cały dzień tylko jemu.
Zacisnęłam powieki i przygryzłam usta. Ale żeś walnęła, Lena...
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. Nie będę ci przeszkadzał.
- Zaczekaj - uprzedziłam go przed wciśnięciem czerwonej słuchawki. - W sobotę najprawdopodobniej będę na meczu. Spotkamy się po jego zakończeniu?
- Jasne. Będę na ciebie czekał.
- Dziękuję - wymamrotałam.
- Nie masz za co.
- Mam - zaprzeczyłam. - Już dawno mógłbyś się rozłączyć.
- Nie jestem świnią.
- Wiem i dziękuję za to Bogu.
Michał coś zamruczał i przewrócił się na lewy bok.
- Chyba nie powinnam ci zawracać głowy swoimi poglądami i takimi tam. Widzimy się w sobotę? - Spytałm dla upewnienia.
- Oczywiście. Będę czekał - powtórzył.
- Dziękuję - powiedziałam z nieukrywaną radością. - Do zobaczenia, Piter.
- Do zobaczenia.
Michał obudził się około drugiej po południu, więc po zjedzeniu przygotowanego przeze mnie obiadu ruszyliśmy na halę treningową, by poodbijać sobie piłkę. Dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Usłyszałam masę opowieści z zagranicznych treningów duetu Kądzioła/Szałankiewicz, Uniwersjadzie w Kazaniu i Mistrzostwach Świata w Starych Jabłonkach. W prezencie dostałam parę recenzji filmów i książek kryminalnych. Po jakiś dwóch godzinach lekkiego treningu oboje leżeliśmy na parkiecie, śmiejąc się do rozpuku i szturchając. Dla zabicia nudy, wręcz nieobecnej, rzucaliśmy piłką w siebie nawzajem.
- Aua! - Oddałam mu. - Michał, to bolało.
Odwróciłam się do niego plecami i splotłam ręce na klatce piersiowej. Poczułam, jak Misiu kładzie swoją głowę na wcięciu mojej talii. Zamknęłam oczy i lekko przygryzłam dolną wargę.
- Nie obrażaj się - powiedział smutno. - Przyjechałem na jedną noc i nie chcę wyjeżdżać stąd w konflikcie z tobą. Rozumiesz - przerwał na chwilę i zachichotał pod nosem - skarbie?
- Ja się z tobą nie kłócę i nie obrażam. Powiedziałam, że to po prostu bolało. Jak będę mieć siniaka to walnę ci porządne kazanie przez telefon.
- Przepraszam. Nie chciałem, żeby cię zabolało.
Pocałował mnie w miejsce, gdzie znajdowało się jedno z moich żeber, a gdzie niedługo będzie widniał nowy siniak. Jego ręka powędrowała pod moją koszulkę i delikatnie gładziła obolałe miejsce.
- Nie przeginasz? - Spytałam beznamiętnie.
- Przepraszam.
Zabrał dłoń i przewrócił się na plecy. Usiadłam, podciągając kolana pod brodę.
- Musze przestać cię prowokować - westchnęłam, jakby sama do siebie.
- Nie musisz mnie prowokować. Działasz na mnie, jak magnes, za każdym razem, gdy cię widzę - spojrzał na mnie przepraszająco. - Nie potrafię sobie z tym poradzić. Przepraszam.
Położyłam się z powrotem na plecy. Głowa Kądzia wylądowała na moim brzuchu. Leżał w poprzek mojego ciała. Lekko czochrałam jego włosy.
- Tak też nie powinniśmy się zachowywać - zaśmiał się.
- Racja - przyznałam. - W sumie... Pieprzyć to.
Parsknął.
- Tobie pewnie chodzi o to, żebyśmy nie wylądowali razem w łóżku, co nie? Chodzisz na studia czy do zakonu?
Po raz kolejny w moich uszach zabrzmiał jego śmiech. Oberwał w łeb za głupie pytanie.
- Aua! To bolało! - Odparł oburzony.
- Nie będę cię przepraszać. Nawet na to nie licz - odrzekłam. - Studiuję.
- Święta się zrobiłaś? Cudowne nawrócenie?
- Ale z ciebie katolik - odpowiedziałam karcąco.
- Jestem wierzący, ale jeszcze niekanonizowany.
- I raczej nie będziesz - zauważyłam.
- Z kolei ty jesteś coraz bliżej.
Znów oberwał.
- Nie zamierzam cię przepraszać.
- To jesteś święta czy nie?
- Misiek, po prostu nie ma sensu pobudzać czegoś, co już dawno się skończyło.
- Zależy dla kogo - mruknął, zapewne z nadzieją, że tego nie dosłyszę. - Jeszcze parę lat temu dałabyś się pokroić, żeby zedrzeć ze mnie koszulkę, nieprawdaż? - Zapytał, uśmiechając się cwaniacko.
- Po pierwsze, dalej mogę to zrobić - zachichotałam, podciągając jego t-shirt i delikatnie obrysowując palcami jego umięśniony tors. - Po drugie, przyznaj, że to cię kręci - oblizałam usta, przygryzając dolną wargę.
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam - wymigał się od jednoznacznej odpowiedzi. - Musiałbym się przekonać - puścił mi oko.
Zaśmiałam się.
- Nie prowokuj.
- Och, wiem, że chcesz - uśmiechnął się łobuzersko i pokierował moją rękę niżej... I jeszcze niżej.
Próbowałam zachować trochę rozsądku.
- Michał, przestań - wymruczałam. - Proszę.
- Jasne - odparł niechętnie.
Zabrałam dłoń. Teraz badałam powoli i dokładnie zarys jego żuchwy. Lubiłam, gdy mężczyźni mieli wyraźnie zarysowaną szczękę, na przykład jak Aleh Achrem. To dodawało im męskości...
- Chyba powinniśmy się już zbierać.
- Jeszcze chwilkę - jęknął, zamykając oczy.
Leżeliśmy w milczeniu. Żadne z nas nie chciało zabierać głosu. Nie krępowała mnie ta cisza, z resztą, jego chyba też nie.
Czy na bank nie pragnęłam jego osoby? Jego dotyku, smaku warg i ciepła? Może po prostu była to rozpaczliwa chęć powrotu do przeszłości? Przecież poniekąd kojarzył mi się z moją kilkuletnią przygodą z plażówką. Zawsze będzie mi się z nią kojarzył. Przeszłości nie da się zmienić, choć byśmy chcieli tego nie wiadomo, jak mocno.
Przeszłość jest tatuażem, nikt jej nie zmaże.Ona zawsze ma wpływ na to jacy i kim jesteśmy. Powraca w najgorszych i najmniej oczekiwanych momentach. Jest, jak bumerang, i choćbyśmy chcieli ją poćwiartować to i tak się odrodzi, jak najgorsza mityczna hybryda.
- Chodźmy.
Wstał i podał mi rękę.
Od autora:
Przepraszam, jeśli są błędy i inne takie. Łeb mnie nawala i nawet nie jestem za bardzo w stanie, by przeczytać jeszcze raz to, co wystukałam na klawiaturze.
CZYTAM = KOMENTUJĘ
Nie zapominajcie o tym!
Dziękuję Wam za wszystko! Komentarze, odwiedziny, być może również polecanie mojego bloga. Wielkie dzięki!
Temat tygodnia: ANTIGA TRENEREM!
Wielu z Was pewnie było zaskoczonych takim obrotem spraw. Przyznam, że ja również, ale ciesze się, że to właśnie nasz bełchatowski Stefek zasiądzie na trenerskiej ławie. Wierzę w niego i mam nadzieję, że razem z Blainem doprowadzą Naszych do złota. Oby były zegarki!
Coś dla Aśki:
Wodociągi nam łaski nie robią! Sami sobie zorganizujemy wycieczkę!
Na osłodzenie nowego weekendu, powiadamiam cię, że masz w łeb za jeden rozdział w plecy na Wronie ^^
BIG HUG and I WAIT FOR YOUR WEDDING WITH ENDRIU :D
Dzięki za uwagę. Komentujcie. Pozdrawiam, Zuza.