Możesz mnie mieć na własność, nawet jeśli mnie nie znasz.
PONIEDZIAŁEK
*jakiś czas później*
*jakiś czas później*
Szłam lekko zaniedbanym chodnikiem, wracając z uczelni. Moje kroki były równe, a podeszwy trampek, w które się przyodziałam, stąpały po betonowych płytach, niczym tren sukni ślubnej, miękko, gładko i taktownie. Wokół mnie kręciło się mnóstwo ludzi, z każdych drzwi wylewały się dzikie stada rasy ludzkiej. Podążałam ze spokojem środkiem miasta w godzinach popołudniowego szczytu.
Dzień był ponury, niebo zachmurzone, ciśnienie niskie, a powietrze jakby stęchłe i bez zawartości tlenu, którego wciąż brakowało w moich płucach. Może to za sprawą tego, że tępo mojego chodu było zawrotne. Zdziwiłam się nawet, że jeszcze na nikogo nie wpadłam, a zwracając uwagę na moje roztrzepanie, było to, co najmniej, dziwne, żeby nie powiedzieć niepokojące.
Moje stopy oderwały się od płyt i teraz miękko stąpały po zazielenionym trawniku. Nie lubiłam chodzić dookoła bloku, więc zawsze wybierałam drogę na skróty. Trzeba było tylko uważać, żeby nie potknąć się o wystające korzenie rosnących nieopodal dębów, które jesienią nabierały wszystkich ciepłych odcieni.
Zerknęłam na moment na niebo, wiszące nad moją głową, które spowiły szare chmury. Nie były one burzowe, ale z pewnością deszczowe. Przyspieszyłam kroku. Cały radosny błękit, którego dziś i tak było niewiele, został zasłonięty wszystkimi delikatnymi szarościami. Za obłokami można było dojrzeć słońce, które nie miało żadnych szans w starciu z kłębami skroplonej pary wodnej.
Poczułam na policzku kroplę wody. Zaczynał siąpić deszcz. Pojedyncze kropelki spadały na ziemię. Na moje szczęście wejście na klatkę schodową było, jak rzut beretem. Obejrzałam się za siebie. Nad Rzeszowem panowało oberwanie chmury, czego nawet nie zapowiadały te pojedyncze oznaki opadów. Tafla lejącej się z nieba wody powoli zmierzała ku osiedlu, na którym mieszkam.
Wpisałam kod otwierający drzwi i, zaraz po usłyszeniu otwieranego zamka, popchnęłam je. Przekroczyłam próg i poczęłam przeszukiwać kieszenie. Odnalazłam dobrze znany mi przedmiot i schodami podążyłam na drugie piętro budynku.
Pokonując ostatni schodek, zauważyłam wysokiego chłopaka, stojącego pod trzydziestką szóstką, mieszkaniem moim i mojej przyjaciółki, Amelii. Minęłam go bez słowa i przekręciłam klucz w zamku. W środku było pusto, sugerując się systemem, który ustaliłyśmy.
- Przepraszam, mieszkasz tu? - Usłyszałam za sobą nieśmiały głos.
Odwróciłam się twarzą do pytającego.
- Tak. Od paru miesięcy. Mogę w czymś pomóc?
- Mam tu pewien adres - wyciągnął z kieszeni kartkę i podał mi ją. - To tutaj?
- Tak. Kto dał ci ten adres?
- Pewna dziewczyna.
- Wiesz, jak miała na imię?
- Niestety nie. Tego właśnie chciałem się dowiedzieć.
Wyciągnęłam z portfela zdjęcie przyjaciółki.
- To ona? - Spytałam, pokazując fotografię.
- Tak, to ona. Znasz ją?
- Jasne. Wchodź - powiedziałam, zapraszając go gestem ręki do środka.
- Zdejmować buty? - Spytał, stając w przedpokoju.
- Byłoby miło. Mniej sprzątania.
Zaśmiał się. Chyba go to lekko rozbawiło... Albo był tak speszony, że atmosferę próbował poprawić odrobiną swojego - przyznam - uroczego śmiechu.
Mieszkanie było 3-pokojowe. Dwa pokoje służyły nam za sypialnie a trzeci - największy - za pokój dzienny. Posiadałyśmy również łazienkę z natryskiem oraz aneks kuchenny, znajdujący się w ostatnim, z wspomnianych wcześniej, pokoi, w którym spędzałam dużo czasu wraz z Melką.
- Zapraszam - powiedziałam, kierując się ku drzwiom naprzeciw.
Gość niepewnie ruszył za mną.
- Chodź, nie gryzę.
- Nie wątpię - zaśmiał się.
Posłałam mu uśmiech na zachętę. Poczułam, że stres uszedł z niego, jak życie z ciężko rannego człowieka: z trudem, ale jednak.
- Usiądź sobie - wskazałam jeden z krwistoczerwonych foteli. - Już dość się nastałeś.
Uśmiechnął się i zajął miejsce.
- Napijesz się czegoś? Kawa? Herbata? Woda? Sok?
- Herbatę bym prosił.
Zadziwiła mnie jego grzeczność. Nie była taka pedantyczna, ale mimo to rażąca, kiedy żyje się wśród ludzi odwiecznie rzucającymi kurwami w sytuacjach, w których nie było nawet sensu tego robić. A może to tylko pozory? Może chce uśpić moją czujność, lub szybko zdobyć zaufanie?
Wstawiłam wodę i zorientowałam się, że wciąż mam torbę na ramieniu.
- Przeproszę cię na chwilę - powiedziałam, wskazując ekwipunek.
- Dobrze - odpowiedział uprzejmie, uśmiechając się lekko.
Rzuciłam torbę przez drzwi do sypialni i wróciłam do gościa.
- Na Amelię sobie jeszcze poczekasz. Kończy wykład za dwadzieścia minut - stwierdziłam, patrząc na zegarek - więc jeśli za pół godziny się tu zjawi to masz szczęście.
- Rozumiem, czyli ta dziewczyna ze zdjęcia ma na imię Amelia?
Pokiwałam powoli głową, zalewając herbatę wrzątkiem.
- A ty? Jak masz na imię?
- Magdalena, ale możesz do mnie mówić Lena - przedstawiłam się. - Czy jak tam sobie chcesz - mruknęłam, wzruszając ramionami. - Sam wrzątek?
- Wolę nie - odrzekł.
- Dobra - powiedziałam, dolewając mu zimnej, przygotowanej wody. - Z cytryną?
- Nie.
Postawiłam oba kubki na stoliku przed nim, a cukier i pudełko kruchych ciastek, które moja przyjaciółka zwiozła kilogramami od swoich rodziców, wyciągnęłam z szafki spod telewizora.
- Jak poznałeś Melkę? - Spytałam, biorąc łyk ciepłej, ale nie gorącej, cieczy.
- Nietypowo - przyznał. - To z pewnością - uśmiechnął się. - Zaczepiła mnie na ulicy, dała kartkę z adresem i powiedziała, że jeśli nie przyjdę i tak mnie znajdzie, bo wie, gdzie trenuję.
Idiotko, skarciłam się w duchu.
- Piotrek, prawda?
- Tak - odpowiedział zdziwiony. - Nie przedstawiłem się?
- Nie - potwierdziłam.
- Ale ze mnie nietaktowny facet! - Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- No co ty! - Zaśmiałam się. - Nawet tak nie myśl! Głupio się spytałam, od razu powinnam cię skojarzyć, w końcu uwielbiam siatkówkę.
- Kibicujesz Sovi?
- Okazyjnie. Wolę sezon reprezentacyjny, ale przyznam, że byłam na paru meczach ligowych.
- Kiedy ostatni raz?
- W ubiegłym sezonie na jednym z ćwierćfinałów.
- Super - uśmiechnął się.
- Też się cieszę - upiłam kolejny łyk. - Słuchaj, Melka powiedziała coś więcej?
- Właśnie nie - powiedział zażenowany. - Przyciągnęła mnie ciekawość.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - puściłam mu oko. - Co z niej za dziecko - wyjęczałam, zmieniając ton. - Ciekawe, co tym razem namiesza.
- To znaczy?
Moje dość tajemnicze stwierdzenie przykuło jego uwagę.
- Ostatnim razem, jak przysłała nam do mieszkania jakiegoś chłopaka to oskarżono ją o handel narkotykami. Ostatecznie oskarżenie zostało wycofane.
- Przebojowa dziewczyna - zaśmiał się.
- Czasami trudno za nią nadążyć, a przede wszystkim z nią wytrzymać.
Ktoś wszedł do mieszkania. Ktoś, oczywiście Amelia, bo kto inny by nawijał od progu? Pokazałam Piotrkowi, żeby milczał. Posłusznie pokiwał głową i wysłał mi cwaniacki uśmieszek. Mała nauczka się należy tej burzy loków.
- Cześć, siostra! - Krzyknęła, zapewne zdejmując buty. Moje przypuszczenie potwierdził odgłos walnięcia czymś o szafkę w przedpokoju. - Kuźwa, po co ja kupowałam te cholerne buty? - Spytała, skarżąc się na sryliard pasków. - Nie uwierzysz! Uciekałam z ostatniego wykładu tak szybko, że omal nie zaliczyłabym gleby przed samym uniwersytetem. Myślałam, że mnie jasny szlag trafi.
Według moich wyliczeń i wspólnego mieszkania z tą niewiastą, byłam pewna, że właśnie weszła do pokju by się przebrać. Po chwili kontynuowała:
- Nie dość, że sobie prawie nogi połamałam, błyskotliwa ja, to przypomniało mi się, że zaprosiłam do nas jednego z siatkarzy!
Pit spojrzał na mnie porozumiewawczo. Skinieniem dłoni kazałam mu zostać na miejscu.
- Biegnę do mieszkania na łeb, na szyję. Deszcz okropny.
Spojrzałam za okno. Nadal padało. Krople niemiłosiernie waliły o zewnętrzny parapet.
- Wbiegam po schodach, potykając się paręnaście razy przez te głupie buty, patrzę, a jego nie ma. Niech to... Pan jasny. Wiesz co chciałam powiedzieć, ale nie przeklinam. O nie. Powtarzałam mu chyba z trzy razy, żeby na mnie czekał.
Weszła do łazienki. Siłą dedukcji wnioskuję, że po ręcznik, by osuszyć mokre włosy. Coraz głośniejszy jej głos wskazywał, że idzie w kierunku pokoju, w którym siedziałam razem z Piotrem.
- Powiedziałam, żeby, pod żadnym pozorem, nie wchodził do środka.
Stanęła w progu.
Powiem szczerze, że jej mina była bezcenna: rozdziawione usta, wybałuszone oczy, które wrzeszczały, błagając o wyjaśnienie, i złością oczywiście. Po chwili się ocknęła. Zamrugała parę razy, zamknęła buzię i usiadła na trzecim z foteli.
- Cześć - powiedzieliśmy równocześnie, zduszając chichot.
- Nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć, że mamy gościa? - Spytała jadowicie, patrząc na mnie jak spode łba.
- Po pierwsze sama powinnaś wiedzieć, że będziemy mieć gościa, a po drugie, nie dałaś mi dojść do słowa. Poza tym, nie zauważyłaś, że w przedpokoju stoją adidasy, które są, z pewnością, na mnie za duże, a na ciebie tym bardziej?
- Jakby świeciły w ciemności to może bym dostrzegła! - Odparła oburzona.
- Dziewczęta - Pit pomachał do nas, przerywając zwalanie winy z jednej na drugą. - Chyba powinienem już iść. Po pierwsze - spojrzał na mnie, jakby chciał podkreślić, że to ja przed chwilą wypowiedziałam te słowa - mam trening. Po drugie, nie potrzebujecie mnie chyba do kłótni?
- Na Amelię sobie jeszcze poczekasz. Kończy wykład za dwadzieścia minut - stwierdziłam, patrząc na zegarek - więc jeśli za pół godziny się tu zjawi to masz szczęście.
- Rozumiem, czyli ta dziewczyna ze zdjęcia ma na imię Amelia?
Pokiwałam powoli głową, zalewając herbatę wrzątkiem.
- A ty? Jak masz na imię?
- Magdalena, ale możesz do mnie mówić Lena - przedstawiłam się. - Czy jak tam sobie chcesz - mruknęłam, wzruszając ramionami. - Sam wrzątek?
- Wolę nie - odrzekł.
- Dobra - powiedziałam, dolewając mu zimnej, przygotowanej wody. - Z cytryną?
- Nie.
Postawiłam oba kubki na stoliku przed nim, a cukier i pudełko kruchych ciastek, które moja przyjaciółka zwiozła kilogramami od swoich rodziców, wyciągnęłam z szafki spod telewizora.
- Jak poznałeś Melkę? - Spytałam, biorąc łyk ciepłej, ale nie gorącej, cieczy.
- Nietypowo - przyznał. - To z pewnością - uśmiechnął się. - Zaczepiła mnie na ulicy, dała kartkę z adresem i powiedziała, że jeśli nie przyjdę i tak mnie znajdzie, bo wie, gdzie trenuję.
Idiotko, skarciłam się w duchu.
- Piotrek, prawda?
- Tak - odpowiedział zdziwiony. - Nie przedstawiłem się?
- Nie - potwierdziłam.
- Ale ze mnie nietaktowny facet! - Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- No co ty! - Zaśmiałam się. - Nawet tak nie myśl! Głupio się spytałam, od razu powinnam cię skojarzyć, w końcu uwielbiam siatkówkę.
- Kibicujesz Sovi?
- Okazyjnie. Wolę sezon reprezentacyjny, ale przyznam, że byłam na paru meczach ligowych.
- Kiedy ostatni raz?
- W ubiegłym sezonie na jednym z ćwierćfinałów.
- Super - uśmiechnął się.
- Też się cieszę - upiłam kolejny łyk. - Słuchaj, Melka powiedziała coś więcej?
- Właśnie nie - powiedział zażenowany. - Przyciągnęła mnie ciekawość.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - puściłam mu oko. - Co z niej za dziecko - wyjęczałam, zmieniając ton. - Ciekawe, co tym razem namiesza.
- To znaczy?
Moje dość tajemnicze stwierdzenie przykuło jego uwagę.
- Ostatnim razem, jak przysłała nam do mieszkania jakiegoś chłopaka to oskarżono ją o handel narkotykami. Ostatecznie oskarżenie zostało wycofane.
- Przebojowa dziewczyna - zaśmiał się.
- Czasami trudno za nią nadążyć, a przede wszystkim z nią wytrzymać.
Ktoś wszedł do mieszkania. Ktoś, oczywiście Amelia, bo kto inny by nawijał od progu? Pokazałam Piotrkowi, żeby milczał. Posłusznie pokiwał głową i wysłał mi cwaniacki uśmieszek. Mała nauczka się należy tej burzy loków.
- Cześć, siostra! - Krzyknęła, zapewne zdejmując buty. Moje przypuszczenie potwierdził odgłos walnięcia czymś o szafkę w przedpokoju. - Kuźwa, po co ja kupowałam te cholerne buty? - Spytała, skarżąc się na sryliard pasków. - Nie uwierzysz! Uciekałam z ostatniego wykładu tak szybko, że omal nie zaliczyłabym gleby przed samym uniwersytetem. Myślałam, że mnie jasny szlag trafi.
Według moich wyliczeń i wspólnego mieszkania z tą niewiastą, byłam pewna, że właśnie weszła do pokju by się przebrać. Po chwili kontynuowała:
- Nie dość, że sobie prawie nogi połamałam, błyskotliwa ja, to przypomniało mi się, że zaprosiłam do nas jednego z siatkarzy!
Pit spojrzał na mnie porozumiewawczo. Skinieniem dłoni kazałam mu zostać na miejscu.
- Biegnę do mieszkania na łeb, na szyję. Deszcz okropny.
Spojrzałam za okno. Nadal padało. Krople niemiłosiernie waliły o zewnętrzny parapet.
- Wbiegam po schodach, potykając się paręnaście razy przez te głupie buty, patrzę, a jego nie ma. Niech to... Pan jasny. Wiesz co chciałam powiedzieć, ale nie przeklinam. O nie. Powtarzałam mu chyba z trzy razy, żeby na mnie czekał.
Weszła do łazienki. Siłą dedukcji wnioskuję, że po ręcznik, by osuszyć mokre włosy. Coraz głośniejszy jej głos wskazywał, że idzie w kierunku pokoju, w którym siedziałam razem z Piotrem.
- Powiedziałam, żeby, pod żadnym pozorem, nie wchodził do środka.
Stanęła w progu.
Powiem szczerze, że jej mina była bezcenna: rozdziawione usta, wybałuszone oczy, które wrzeszczały, błagając o wyjaśnienie, i złością oczywiście. Po chwili się ocknęła. Zamrugała parę razy, zamknęła buzię i usiadła na trzecim z foteli.
- Cześć - powiedzieliśmy równocześnie, zduszając chichot.
- Nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć, że mamy gościa? - Spytała jadowicie, patrząc na mnie jak spode łba.
- Po pierwsze sama powinnaś wiedzieć, że będziemy mieć gościa, a po drugie, nie dałaś mi dojść do słowa. Poza tym, nie zauważyłaś, że w przedpokoju stoją adidasy, które są, z pewnością, na mnie za duże, a na ciebie tym bardziej?
- Jakby świeciły w ciemności to może bym dostrzegła! - Odparła oburzona.
- Dziewczęta - Pit pomachał do nas, przerywając zwalanie winy z jednej na drugą. - Chyba powinienem już iść. Po pierwsze - spojrzał na mnie, jakby chciał podkreślić, że to ja przed chwilą wypowiedziałam te słowa - mam trening. Po drugie, nie potrzebujecie mnie chyba do kłótni?
Od autora:
Mała zmiana planów. To jest, nie mam w piątki basenu i raczej mieć go nie będę, więc wielce możliwe, że to właśnie w ten dzień tygodnia będą dodawane kolejne rozdziały. W tym tygodniu wyjątkowo pojawiły się dwie notki. Jak wcześniej wspominałam na jeden tydzień przypada jedna porcja opowiadania. W tym przypadku jeden dzień z życia Leny.
Zbieżność imienia głównej bohaterki jest przypadkowa, Asiu :) Już dużo wcześniej miałam to opracowane. Tylko piszę, nic nie sugerując.
Jeśli chodzi o informowanie to wystarczy napisać swój nick w zakładce "Kontakt".
Wyznawajcie zasadę CZYTAM = KOMENTUJĘ, bo to na prawdę pomaga. Z resztą, wy również oczekujecie od swoich czytelników komentarzy. Ja staram się komentować zawsze, gdy przeczytam rozdział w jakimś opowiadaniu. Zostawiam po sobie ślad.
To chyba wszystko, co chciałam Wam powiedzieć... A nie!
Słyszeliście o tym, że Winiar będzie miał drugiego synka? Gratulacje, Michale! Oby rósł duży i zdrowy i w przyszłości może też reprezentował barwy naszego kraju? Kto wie, kto wie...
Pozdrawiam, Aleksowaa <3
Już się zakochałam <3 Możesz informować mnie tutaj http://www.od-wroclawia-po-marzenia.blogspot.com Bedę wdzięczna :D
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba! nieźle się ubawiłam :D
OdpowiedzUsuńto na pewno będzie ciekawe, jestem na 1000000% pewna!
Witaj, Piotrze.
OdpowiedzUsuńChciałoby się rzec: jest Piotrek, jest impreza. xD
No, także pan Nowakowski wkroczył do akcji i od razu zrobił rozróbę.XD Ciekawe co ma Amelia do Piotrka... No ciekawa jestem, nooo! Musisz kończyć w takim momencie? :c Jak możesz! Narażasz mnie na cierpienie!
Aaaa, czekam, czekam, czekam *.*
Wiem, że dzisiejszy komentarz będzie krótki, zwięzły i mało treściwy, niczym moje odpowiedzi na sprawdzianie z historii, ale mam problem z weną i z własnymi emocjami. Trochę mnie ostatnio ktoś za serce złapał. Także wypaczył mi odrobinkę myśli. Wybacz.
Oczywista oczywistość, czekam na kolejne rozdziały. I na pewno przy kolejnym dam popis swych umiejętności w komentarzu. :D
Także czekanko czas rozpocząć!
BIG HUG, siostro <3
TRAMSU.
musimy wybrać się do kawiarni na TRAMSU.
Dlaczego w takim momencie?! Do następnego piątku wykituję :X Mela to naprawdę gaduła straszna ':x Ale to dobrze ,że się uzupełniają :P
OdpowiedzUsuńPiciu jak zwykle cały on ale on jest pod tym względem właśnie uroczy ta jego nie śmiałość... :)
A Winiarowi gratulujemy!!:) chodź mogła być córeczka:P
Ale zawsze można jeszcze popracować ^.^
Jak ja lubię takie opowiadania. Czyta się z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńMelka- bardzo barwna postać, roztrzepana, gaduła, ale taka urocza. A akcja 'chodź znajdę ci chłopaka' mistrzowska. xD
Lena- ja nie wiem jak ona wytrzymuje z Amelą, ja bym udusiła, zakopała, zatańczyła, odkopała, ożywiła i tak w kółko ;D ( hahaha) nieźle się dopasowały..
Piotrek- same ochy i achy, Pit to Pit i tu nic więcej, ujmuje mnie jego osoba, charakter, nie... mnie ujmuje wszystko co związane jest z Piotrkiem..
Będę odwiedzać, to na pewno.
# Winiar no to gratulacje! ;D
pozdrawiam e.
Super;) Serdecznie zapraszam na 11 rozdział http://odzawszenazawsze.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam prolog i wiedziałam, że będzie fajnie. Czytając ten rozdział cały czas się uśmiechałam jak głupia. Po moich komentarzach na twitterze typu: "Aww, jak słodko!" możesz wywnioskować, że jest dobrze. :D
OdpowiedzUsuńinformuj mnie, dobrze? :-)
@pozdrawiam_
Przez calutki rozdział kąciki ust skakały mi pod same oczy! :) Tego mi właśnie było teraz trzeba, porządnej dawki humoru w Twoim, jak zawsze świetnym, wydaniu. Na razie Pit, jak to Pit, Cichy i niepozorny, ale mam wrażenie, że do czasu ;>
OdpowiedzUsuńStrasznie polubiłam Magdę, tudzież Lenę, ale moje serce w większości skradła Melka! Genialna dziewczyna, a ich przyjaźń musi być fantastyczna :) Jej zaproszenie dla Nowakowskiego musiało być bezcennym zdarzeniem, szkoda, że go nie opisałaś, choć w tym momencie nie powinnam wybuchać śmiechem na całe osiedle :P
Przepraszam, że musiałaś czekać, choć swoją drogą mało osób czeka na komentarz od takiej sobie mnie, więc też Ci dziękuję! :D Ale obiecuję, że następnym razem będę tu najszybciej, jak mi się uda. Choćbym miała góry pokonać i rzeki przepłynąć (boże, zaleciało disco polo, zrób mi coś za to).
A teraz nie mogę się doczekać kolejnego weekendu i nowego rozdziału, niech mi się to wszystko rozjaśnia :)
Nawet nie chcę czytać tego komentarza od początku, bo wiem, że jest koszmarnie chaotyczny i nijaki, i pewnie czekałaś na coś lepszego, ale w tej minucie mam całkowity zanik weny.
Wiedz, że czytając to opowiadanie, od prologu, widać, jak każde zdanie jest przemyślane i dopracowane do niemalże perfekcji, i to w bardzo pozytywnym sensie! Chciałabym tak umieć, a nie pisać głupoty z odległych planet, jak na przykład teraz :P
Rozdział-majstersztyk, jak mi się to przyjemnie czyta <3
Ściskam Cię bardzo mocno! <3
PS: Zmasakrowałam ten komentarz. Wybacz, Zuza, wybacz :( (jakoś mi to bardziej podchodzi niż Aleksowa, mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza) :)
Świetnie się zapowiada :) jestem ciekawa ci będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńHej, przepraszam, że tak późno, ale nauka zawaliła mi cały początek października. Czytając prolog, podziwiałam Twoje opisy, głupich, zwykłych, codziennych sytuacji. Podobało mi się, mimo iż było o... herbacie? :D
OdpowiedzUsuńA teraz uśmiałam się, jak głupia. Amelia jest już moją ulubioną bohaterką. "Zaczepiła mnie na ulicy, dała kartkę z adresem i powiedziała, że jeśli nie przyjdę i tak mnie znajdzie, bo wie, gdzie trenuję." Co chwilę przypominałam sobie to zdanie to się śmiałam. #Okej. :D
Ciekawie się zapowiada. :)
No nic, pozdrawiam, @cieplo_zimno.
Fajneee :)
OdpowiedzUsuń