Jak chcesz iść do przodu, skoro Twoje myśli wciąż zalane są wspomnieniami?
ŚRODA
Usiadłam na jednym z krzesełek w pierwszym rzędzie. Wpatrywałam się w korytarz, z którego za chwilę powinna się wylać lawa tyczek. Już po chwili słyszałam pojedyncze głosy, jakiś huk i okrzyk bólu.
- Aleh! Hamuj się! - Do moich uszu dobiegł wyrzut Igły.
- To tylko mała szafeczka - zaśmiał się Achrem, patrząc na Krzysia, który rozmasowywał obolałe ramię.
- This isn't - Lotman się zamyślił - przylepkie?
Cała dwunasta wybuchła śmiechem. Trener Kowal nie mógł opanować dźwięków wywodzących się z jego osobistego gardła, a Amerykanin stał, jak skarcony pies i chyba nie do końca rozumiał, co się dzieje.
- Przyjemne - poprawił go Drzyzga, a jego dłoń rytmicznie poklepywała Paula po plecach.
- Zaraz zaczynamy rozgrzewkę - zapowiedział pan Andrzej.
Chłopcy mieli jeszcze chwilę na wygłupy.
- Zaraz wracam - krzyknął Pit do reszty.
Szedł w moją stronę. Trochę się zdziwiłam, bo nie zauważyłam, żeby wcześniej się na mnie spojrzał. Wstałam z miejsca, poprawiłam ramię torby, spoczywające na moim barku, a bluzę Piotrka przewiesiłam sobie przez rękę.
Stanęłam naprzeciw niego. Dzieliły nas tylko reklamy, a raczej ekrany, na których były pokazywane. Nie pamiętam, jak one się nazywają.
Uśmiechnęłam się i oddałam mu powód mojej wizyty.
- Chyba przez przypadek sobie to przywłaszczyłam, żeby nie powiedzieć ukradłam.
- Nigdy nie oskarżyłbym cię o kradzież - zabrał zawiniątko. - Dopiero dzisiaj zauważyłem, że ją zabrałaś, dasz wiarę?
Chyba troszeczkę go rozweseliłam. Cieszyłam się, że ktoś uśmiecha się na mój widok. Mogła to być tylko jedna osoba. Dla mnie najważniejsze było, że ktoś taki w ogóle istnieje.
- Dam. Sama zauważyłam to dopiero,kiedy , podczas rozmowy z Melką, spuściłam głowę. Miałam logo Reski na sobie.
- Na twoim miejscu pewnie zauważyłbym to wcześniej - westchnął, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Jestem roztrzepana. Nie ponoszę winy za swoje zachowanie.
- Dobrze wiedzieć - zaśmiał się. - Jak zamkniesz mi drzwi przed nosem to będę sobie wmawiać, że to dlatego, iż jesteś roztrzepana.
Niby był nieśmiałą osobą, a miałam wrażenie, że przy mnie wrzuca na luz. Bardzo miłe uczucie.
- Nie jestem takim chamem, żeby ci trzaskać drzwiami przed nosem! - Zaprotestowałam.
- Trzymam cię za słowo - uśmiechnął się.
- A proszę bardzo - zaśmiałam się. - Nie będę ci przeszkadzać. Oddałam to, co uprowadziłam, więc moja misja wykonana. Z resztą za pół godziny mam pierwszy wykład, ja pierdziu, więc zmykam - wzruszyłam ramionami, uśmiechając się promiennie.
- Aż tak nie lubisz studiów?
- Same studia lubię. Mam już napisaną pracę magisterską i takie tam. Kierunek sam w sobie jest ciekawy, ale niektórzy wykładowcy tak przynudzają, że najlepszy środek rozweselający nie pomógłby na ich zajęciach.
- Aż tak źle?
- Człowieku, gorzej. Ostatnio zasnęłam na jednym z wykładu i obudziłam się pod koniec, ale tylko dlatego, że dostałam wiadomość i włączyły mi się wibracje.
- Dobra jesteś - zaśmiał się.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Może się niedługo dowiem. Byłoby fajnie.
Spojrzałam mu w oczy i widziałam w nich tylko i wyłącznie ciekawość. Uśmiechnęłam się i pogłaskałąm go po ramieniu, mówiąc:
- Muszę lecieć. Może odeśpię noc przegadaną z Melką?
- Kolorowych snów.
- Dzięki. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Pomachałam Piotrkowi. Odmachał mi nie tylko on, ale także Lotman.
- Paul! - Zawołałam.
Spojrzał na mnie, a ja wysłałam mu buziaka. Odwdzięczył się tym samym i zaśmiał słodko.
Minęłam drzwi hali na Podpromiu i wyszłam na spotkanie z ciepłym, rzeszowskim przedpołudniem. Stąpając delikatnie po betonowych, chodnikowych płytach, założyłam lustrzanki i poprawiłam włosy. Byłam świadoma pogwizdujących za mną licealistów, ale próbowałam ich zignorować. Mimo, że niedawno kończyłam liceum, to moi koledzy mieli trochę więcej taktu i kultury. Chociaż, możliwe, że nawet nie zauważałam takich zagrań w ich wykonaniu. Uśmiechnęłam się pod nosem na same wspomnienie licealnych czasów i wbiegłam po schodach do budynku uniwersytetu. Minęłam wielki hall i ruszyłam w stronę korytarza, na którym mój wydział miał zajęcia. Weszłam na salę wykładową, zajęłam miejsce w tyle i wypakowałam zeszyt, żeby chociaż sprawiać pozory wzorowej studentki. Nie byłam nią, ale wyniki miałam dobre i sesje też nie szły mi po najwyższej linii oporu, wręcz przeciwnie, jak z bicza strzelił. Rodzice byli ze mnie dumni i, jak zwykle, mnie wspierali. Pamiętam, jak grałam w plażówkę i przychodzili na każdy mecz. Nie zawsze na cały, ale ważne było, że chociaż przez chwilę zasiedli na trybunach.
Już nie grałam, ale czasami lubiłam poodbijać piłkę. To było moją odskocznią. Miłym wspomnieniem, chociaż nie mogłam narzekać na ich małą liczbę. Moje dzieciństwo było beztroskie z mnóstwem zaufania, miłości, przyjaźni i wiary otoczenia w moją osobę, mimo tego, że nie byłam jedynym sportowcem w rodzinie. Cały czas mam poczucie, że są na świecie ludzie, którzy kochają mnie i ufają mi bezgranicznie. To jest coś pięknego...
Otworzyłam drzwi mieszkania. Moja współlokatorka już była w środku. Wróciła wcześniej z zajęć lub w ogóle na nie nie poszła. Ta to trzeba było prowadzić za rączkę! Dobrze, że nie studiuje prawa, albo, co gorsza!, medycyny, bo bałabym się o swoje i cudze życie. Pomijając fakt, że jeden semestr robiłaby przez dwa lata.
Zdjęłam adidasy, niedbale zostawiając je w przedpokoju. Torbę rzuciłam na obrotowe krzesło w sypialni i opadłam na łóżko, wydając z siebie jęk zmęczenia. Bolały mnie wszystkie gnaty, a mojej czaszce niewiele brakowało do samozapłonu.
Usłyszałam dzwonek swojego telefonu i próbowałam sobie przypomnieć, gdzie on jest. W ostateczności znalazłam go w bocznej kieszeni torby. Moim oczom ukazało się zdjęcie Miśka z ubiegłorocznych Mistrzostw Świata w Starych Jabłonkach. Pamiętam tę euforię, gdy przysłał mi bilety na 1/16 finału.
- Zostawiła cię dziewczyna czy zostaniesz ojcem? - Odebrałam.
- Ani jedno, ani, tym bardziej, drugie, skarbie - zaśmiał się.
- Już dawno nie skarbie - poprawiłam go.
- Matko, to już pięć lat. Szybko minęło, co nie?
- Zadziwiająco. Coś się stało, że dzwonisz?
- Musiało się coś stać?
- Tak, raczej tak. Zawsze dzwonisz, jak coś się stanie.
- Jestem w Polsce.
- Się stało.
- Jaki entuzjazm! - Zachichotał. - Jesteś w domu? Albo w Łodzi?
- Nie. Studiuję w Rzeszowie. Już nie trenuję, więc...
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Szkoda. Byśmy sobie pograli.
- To, że nie trenuję, nie oznacza, że nie umiem grać. Do Rzeszowa tylko parę godzin drogi, skarbie.
- Już dawno nie skarbie - zacytował mnie. - Chociaż - przerwał - ty zawsze możesz tak na mnie mówić.
Ten to lubił sobie podnosić ego.
- Mogę wpaść?
- Póki co, nie mam planów na ten tydzień, więc czemu nie?
- Przenocujesz mnie?- Spytał.
- Jakiś materac się znajdzie - odparłam.
- Dobra. Będę pojutrze.
- Zapraszam.
- Na bank przyjadę. Nie żartuję!
- Dobrze, rozumiem. Przyjeżdżaj.
- Muszę kończyć. Znowu coś ode mnie chcą.
- Pozdrów rodziców - powiedziałam.
- Jasne. Kurczę, nie lubię się z tobą żegnać - mruknął.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, skarbie.
Rozłączył się szybko, żebym nie mogła go opieprzyć.
Otworzyłam drzwi pokoju. Za nimi stała Melka z wyciągniętą ręką, jakby chciała zapukać. W dłoni ściskała dwa bilety na sobotni finał Reski z Zaksą. Weekend zapowiadał się interesująco.
- Aż tak źle?
- Człowieku, gorzej. Ostatnio zasnęłam na jednym z wykładu i obudziłam się pod koniec, ale tylko dlatego, że dostałam wiadomość i włączyły mi się wibracje.
- Dobra jesteś - zaśmiał się.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Może się niedługo dowiem. Byłoby fajnie.
Spojrzałam mu w oczy i widziałam w nich tylko i wyłącznie ciekawość. Uśmiechnęłam się i pogłaskałąm go po ramieniu, mówiąc:
- Muszę lecieć. Może odeśpię noc przegadaną z Melką?
- Kolorowych snów.
- Dzięki. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Pomachałam Piotrkowi. Odmachał mi nie tylko on, ale także Lotman.
- Paul! - Zawołałam.
Spojrzał na mnie, a ja wysłałam mu buziaka. Odwdzięczył się tym samym i zaśmiał słodko.
Minęłam drzwi hali na Podpromiu i wyszłam na spotkanie z ciepłym, rzeszowskim przedpołudniem. Stąpając delikatnie po betonowych, chodnikowych płytach, założyłam lustrzanki i poprawiłam włosy. Byłam świadoma pogwizdujących za mną licealistów, ale próbowałam ich zignorować. Mimo, że niedawno kończyłam liceum, to moi koledzy mieli trochę więcej taktu i kultury. Chociaż, możliwe, że nawet nie zauważałam takich zagrań w ich wykonaniu. Uśmiechnęłam się pod nosem na same wspomnienie licealnych czasów i wbiegłam po schodach do budynku uniwersytetu. Minęłam wielki hall i ruszyłam w stronę korytarza, na którym mój wydział miał zajęcia. Weszłam na salę wykładową, zajęłam miejsce w tyle i wypakowałam zeszyt, żeby chociaż sprawiać pozory wzorowej studentki. Nie byłam nią, ale wyniki miałam dobre i sesje też nie szły mi po najwyższej linii oporu, wręcz przeciwnie, jak z bicza strzelił. Rodzice byli ze mnie dumni i, jak zwykle, mnie wspierali. Pamiętam, jak grałam w plażówkę i przychodzili na każdy mecz. Nie zawsze na cały, ale ważne było, że chociaż przez chwilę zasiedli na trybunach.
Już nie grałam, ale czasami lubiłam poodbijać piłkę. To było moją odskocznią. Miłym wspomnieniem, chociaż nie mogłam narzekać na ich małą liczbę. Moje dzieciństwo było beztroskie z mnóstwem zaufania, miłości, przyjaźni i wiary otoczenia w moją osobę, mimo tego, że nie byłam jedynym sportowcem w rodzinie. Cały czas mam poczucie, że są na świecie ludzie, którzy kochają mnie i ufają mi bezgranicznie. To jest coś pięknego...
Otworzyłam drzwi mieszkania. Moja współlokatorka już była w środku. Wróciła wcześniej z zajęć lub w ogóle na nie nie poszła. Ta to trzeba było prowadzić za rączkę! Dobrze, że nie studiuje prawa, albo, co gorsza!, medycyny, bo bałabym się o swoje i cudze życie. Pomijając fakt, że jeden semestr robiłaby przez dwa lata.
Zdjęłam adidasy, niedbale zostawiając je w przedpokoju. Torbę rzuciłam na obrotowe krzesło w sypialni i opadłam na łóżko, wydając z siebie jęk zmęczenia. Bolały mnie wszystkie gnaty, a mojej czaszce niewiele brakowało do samozapłonu.
Usłyszałam dzwonek swojego telefonu i próbowałam sobie przypomnieć, gdzie on jest. W ostateczności znalazłam go w bocznej kieszeni torby. Moim oczom ukazało się zdjęcie Miśka z ubiegłorocznych Mistrzostw Świata w Starych Jabłonkach. Pamiętam tę euforię, gdy przysłał mi bilety na 1/16 finału.
- Zostawiła cię dziewczyna czy zostaniesz ojcem? - Odebrałam.
- Ani jedno, ani, tym bardziej, drugie, skarbie - zaśmiał się.
- Już dawno nie skarbie - poprawiłam go.
- Matko, to już pięć lat. Szybko minęło, co nie?
- Zadziwiająco. Coś się stało, że dzwonisz?
- Musiało się coś stać?
- Tak, raczej tak. Zawsze dzwonisz, jak coś się stanie.
- Jestem w Polsce.
- Się stało.
- Jaki entuzjazm! - Zachichotał. - Jesteś w domu? Albo w Łodzi?
- Nie. Studiuję w Rzeszowie. Już nie trenuję, więc...
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Szkoda. Byśmy sobie pograli.
- To, że nie trenuję, nie oznacza, że nie umiem grać. Do Rzeszowa tylko parę godzin drogi, skarbie.
- Już dawno nie skarbie - zacytował mnie. - Chociaż - przerwał - ty zawsze możesz tak na mnie mówić.
Ten to lubił sobie podnosić ego.
- Mogę wpaść?
- Póki co, nie mam planów na ten tydzień, więc czemu nie?
- Przenocujesz mnie?- Spytał.
- Jakiś materac się znajdzie - odparłam.
- Dobra. Będę pojutrze.
- Zapraszam.
- Na bank przyjadę. Nie żartuję!
- Dobrze, rozumiem. Przyjeżdżaj.
- Muszę kończyć. Znowu coś ode mnie chcą.
- Pozdrów rodziców - powiedziałam.
- Jasne. Kurczę, nie lubię się z tobą żegnać - mruknął.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, skarbie.
Rozłączył się szybko, żebym nie mogła go opieprzyć.
Otworzyłam drzwi pokoju. Za nimi stała Melka z wyciągniętą ręką, jakby chciała zapukać. W dłoni ściskała dwa bilety na sobotni finał Reski z Zaksą. Weekend zapowiadał się interesująco.
Od autora:
Przepraszam Was za opóźnienie, ale po pierwsze było ono zapowiedziane na moim twitterze, a po drugie nie miałam jak dodać wczoraj rozdziału, ponieważ późno wróciłam z bierzmowania kuzyna, a własciwie kuzynów.
Zasada CZYTAM = KOMENTUJĘ nadal obowiązuje. Ja się do niej stosuję i proszę Was, żebyście i Wy ją wyznawali. Może to być zwyczajne "Podobało mi się" nie musi tu być sryliard słów, choć jest on mile widziany.
Przypominam, że pod rozdziałami się NIE REKLAMUJEMY. Robimy to TYLKO w zakładce "Kontakt".
Zapraszam Was na mojego nowego ASKA. Link znajdziecie w wyżej wymienionej zakładce, lub TUTAJ.
Pozdrawiam, Zuza / Aleksowaa <3
jak zawsze mi się podoba! i zrobiło się intrygująco!
OdpowiedzUsuńCo mam ci napisać? jak zwykle boski*.* uwielbiam czytać twoje dzieła!! :) To co do następnego? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lolkaa:_)
To ja tradycyjnie sryliard słów, nie ma oszczędzania klawiatury! Nowy laptop, musi się wyrobić :D
OdpowiedzUsuńPiotrek jest ujmujący w swoim sposobie bycia , nienachalny, ale widocznie zainteresowany Leną. Ciekawe, jak to będzie z tym Michałem, czy cokolwiek namiesza, czy bohaterka będzie na niego całkowicie odporna...
Wiem jedno- typowo nie będzie, bo jakby mogło? :)
Rozdział jak zwykle świetny pod każdym względem, z postu na post robisz się coraz lepsza i z coraz większą przyjemnością mi się to wszystko czyta. Oby tak dalej, a będzie prawdziwa bomba! Choć już do niej niedaleko :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny! ;* Przytulam <3
Słodko tak z Piterem :D a w środę miałam okazję go spotkać gdyż byłam na superpucharze :))
OdpowiedzUsuńRozdział boski ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny....
Zazdrość mnie zżera, gdyż Pit jest jednym z moich ulubionych siatkarzy i bardzo chciałabym mieć możliwość, by zamienić z nim parę słów :)
UsuńMam nadzieję, że kolejny spodoba Ci się jeszcze bardziej niż ten :)
Pozdro600, Zuza :D
Oj jakbym mogła mu podkraść bluzę to na bank bym jej nie oddała :) Chciałabym chociaż z jednym z siatkarzy porozmawiać choć przez chwilę. Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńOj dziewczyny takie marzenia sie spełniają, wiem, bo sama rozmawiałam z Kadziem :) Wracając do bloga, znalazłam go dzisiaj gdzieś i strasznie się cieszę, że załapałam się prawie na sam początek :) Bardzo mi się spodobał i będę go teraz odwiedzać regularnie. Poza tym obydwie bohaterki przypominają mi mnie i moją przyjaciółkę, normalnie jakbym czytała o nas :) Może dlatego tak bardzo mi sie tu spodobało, pozdrawiam Cie :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
OdpowiedzUsuń