Nie potrafię o Tobie zapomnieć...
WTOREK
Opadłam na łóżko, wsłuchując się w słowa Piotrka wydobywające się z mojego telefonu.
- To pójdziesz ze mną na tego grilla? - Spytał po raz kolejny.
- Kiedy to ma się odbyć? - Wyjęczałam.
- Jutro. Mówię ci to już siódmy raz.
- Za każdym raz, gdy wspominasz o tym grillu to się wyłączam. Trujesz mi tyłek.
- Czemu nie chcesz iść?
Był najwyraźniej bardzo niezadowolony z tego faktu.
- Jako kto mam się tam pojawić? Nie rozumiem tej idei - wyjaśniłam.
- Pójdziesz tam, jako moja osoba towarzysząca. Proszę cię.
- Piotrek, to nie ma sensu.
- Ma. To rodzinny grill. Będą dzieciaki Igły, Achrema...
- Mam robić za niańkę?
- Nie - zaprzeczył żywiołowo. - Broń Boże. Jak możesz tak twierdzić?
- Tak to zabrzmiało, panie środkowy.
- Przepraszam - spokorniał. - Chciałbym się dobrze bawić, a przy tobie zawsze jestem w humorze.
- Och - jęknęłam. - Musisz pobudzać moje sumienie?
- Jeśli to pomoże mi cię namówić, to czemu nie?
- Ja cię kiedyś zabiję - stwierdziłam.
- Ale po tym grillu, dobrze? - zaśmiał się.
- Przy wszystkich cię uduszę.
- Czyli się zgadzasz? - spytał z entuzjazmem.
- Tak to zabrzmiało?
- Owszem.
- Nie zgadzam się - odparłam pewnym głosem.
- Błagam - wyszeptał.
- Przekonaj mnie - powiedziałam tajemniczo, rozłączając się.
Zżerała mnie ciekawość. Do czego on może się posunąć?
Zadzwonił kolejny raz. Uśmiechnęłam się i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Przekonaj mnie - powtórzyłam, kończąc połączenie.
Odetchnęłam głęboko i wybrałam inny numer. Właściciel odebrał po paru sygnałach.
- Cześć, co się stało?
- Do kiedy będziesz w Polsce? - od razu przeszłam do rzeczy.
- Nie wiem, ale przez najbliższy miesiąc nigdzie się nie wybieram - odpowiedział. - Czemu pytasz?
- Nieistotne. Musimy się jeszcze zobaczyć przed twoim wyjazdem.
- Oczywiście! Kiedy? - entuzjazmu w jego głosie nie dało się ukryć.
- Datę i miejsce ustalimy potem. Po prostu do ciebie zadzwonię, okay?
- Dobrze.
- Do usłyszenia, Kądziu.
- Pa, słoneczko - pożegnał się słodko zaskoczony.
Rozłączyłam się. Nie chciałam tego, ale podejrzewam, że za parę chwil rozkleiłabym się na dobre.
Lenka, ale z ciebie idiotka - pomyślałam. Kochasz człowieka, który odwzajemnia twoje uczucia, a ty jeszcze się zastanawiasz.
Odbierałam dzielnie ciosy wymierzone we mnie przez Melę. Niby taka drobna, a jak walnie to może ściąć z nóg.
- Czy cię kompletnie powaliło? - zadała w końcu pytanie, które najwyraźniej nie dawało jej spokoju.
- Nie. Dlaczego?
- Kobieto, masz szansę spotkać się z rzeszowskimi siatkarzami! Dowiedzieć się jacy są naprawdę, poznać ich. a ty się wahasz? Kurde, skąd tyś się zerwała?
- Wyluzuj. Wątpię, żeby Pit odpuścił - wyznałam, opadając na krwistoczerwony fotel.
- Żebyś się nie zdziwiła!
- I vice versa. Z resztą, nawet gdyby, dużo nie stracę. Będą jeszcze okazje.
- Rozumiem - zajęła miejsce obok. - Ale czy ty zawsze musisz kombinować? Lena, w końcu im wszystkim się to znudzi.
- Jak mieli wszystko na tacy to mieli wylane, a jak będą się musieli postarać to docenią - stwierdziłam.
- Nie masz pewności - zauważyła.
- Mam za to hipotezę i będę się jej trzymać.
- Jak uważasz, ale żebyś się nie przejechała.
- Jasne - mruknęłam.
Po mieszkaniu rozległ się dzwonek domofonu.
Spojrzałam na przyjaciółkę, ta z kolei wzruszyła ramionami, robiąc minę pod tytułem: Kogo przywiało?.
- Ja pójdę - rzekła.
Wróciła po minucie czy dwóch. Tak przynajmniej mi się zdawało. Na fotelu obok, zamiast Amelii usiadł Piotrek. Uśmiechnął się uroczo, jak to miał w zwyczaju, i spojrzał na mnie uważnie. Zaproponowałam coś do picia, ale odmówił, spytałam, gdzie Melka, odpowiedział, że wyszła, by zostawić nas sam na sam. Ta to chce wygrać tą stówkę.
Chciałam wiedzieć, w jaki sposób Pit chce mnie przekonać do propozycji złożonej parę godzin temu. Mówił półsłówkami i nie mogłam z tego wyłapać nic sensownego. W końcu się poddałam i już tylko słuchałam, nie analizując głębiej treści jego wypowiedzi.
- Mówiąc wprost, o co ci chodzi?
Byłam lekko poirytowana już tym całym kręceniem.
- O nic - odparł, sadowiąc się wygodniej na fotelu.
- Ej - szturchnęłam go, uśmiechając się przyjaźnie. - Powiedz, o co ci chodzi? Czym zawdzięczam sobie twoją wizytę?
- Sama powiedziałaś, że mam cię przekonać.
- I przyszedłeś to, żeby zrealizować swój plan? - zaśmiałam się.
- Po części - przyznał.
- A ta druga część?
- Lubię spędzać z tobą czas. Mogę się wtedy oderwać od codziennego szumu, natłoku myśli... Lepiej cię poznać i tym samym dowiedzieć się czegoś więcej o tobie i o sobie. Czy to źle?
- Absolutnie - zaprzeczyłam. - Też lubię spędzać z tobą czas i bardzo ci się chwali, że zaprosiłeś mnie na tego grilla, ale nadal nie widzę w tym sensu - stwierdziłam.
- To impreza na zakończenie sezonu, Taka nieoficjalna. Spotykamy się u Achrema i dobrze bawimy, po prostu.
- Rozumiem, ale gdzie sens? - dopytywałam.
- Sens jest taki, że Alek powiedział, że albo przychodzę z kimś, albo mam przesrane. Kiedy mówił ktoś to na sto procent miał na myśli ciebie - wyjaśnił.
- Skąd wiesz, że to o mnie chodziło?
- A kogo innego miałby na myśli, patrząc z rozbawieniem na Lotmana wysyłającego w moją stronę buziaki? Przecież nie Elvisa Presley'a!
- Elvisa w to nie mieszaj! Nich spoczywa w pokoju. Będziesz się dziś widział z chłopakami?
- Tak. Coś jeszcze chcieli omówić.
- Dobrze, w takim razie pozdrów ode mnie Alka i Paula i powiedz im, że tylko ze względu na ich zacne wygłupy pojawię się na tym grillu.
- Na prawdę?
Ożywił się i już po chwili stał przede mną z rozpostartymi ramionami, uśmiechając się radośnie. Wyprostowałam swoje gnaty.
- Na prawdę - odparłam, klepiąc go po barku i przechodząc pod uniesioną ręką.
- Ej - jęknął.
- Trudno. Teraz chcesz coś do picia?
Skierowałam się ku aneksowi kuchennemu i wstawiłam wodę.
- Kawy bym się napił.
- Jak sobie życzysz - odparłam, wyciągając z górnej szafki kubki.
- Matko, Piotrek, nie opowiadaj mi tego nigdy więcej - wydusiłam, nadal się śmiejąc.
- Dlaczego? - spytał z niedowierzaniem.
- Wyobraź sobie, że nie marzę o tym, by słuchać opowieści o Lotmanie biegającym po całym Podpromiu w samym ręczniku.
- Dlaczego? - powtórzył.
- Nie będę potrafiła spojrzeć mu w oczy bez wybuchu śmiechu - poskarżyłam się.
- Przepraszam.
Dopił kawę.
- Chyba już powinienem się zbierać. Zadzwoń do Meli, bo pojęcia nie mam, dokąd wybiegła. Rzuciła jakiś pomruk na pożegnanie i nie zdążyłem się nawet odwrócić, a jej już nie było.
- To do niej bardzo podobne - stwierdziłam.
- Możliwe. Przecież jej nie znam, a ciebie dopiero poznaję.
- Wiem, Pit.
- To ja idę - uśmiechnął się.
Wstał z fotela i skierował się ku drzwiom wejściowym. Podążyłam za nim. Stałam, opierając się prawym bokiem o ścianę, a Piter zakładał buty.
- Miło było porozmawiać i jeszcze milej, że zgodziłaś się na tego grilla - rzekł, zawiązując sznurowadła.
- Mnie również miło z tego powodu - przyznałam.
Wyprostował się z wielkim uśmiechem na twarzy i zamknął mnie w ciepłym uścisku. Oplotłam mu ręce wokół pasa i przymknęłam oczy. Uniosłam lekko kąciki ust.
Od autora:
Przepraszam Was za ten chłam u góry. Przepraszam za wszystko, co tu jest opublikowane. Do niczego się to nie nadaje.
Dziękuję za wszystkie wejścia i komentarze, choć tych drugich mogłoby być więcej.
Jak wiecie, w następnym roku biorę się za opowiadanie z Andersonem w roli głównej <klik>, ale nic nie obiecuję ze względu na mój test gimnazjalny. Za tydzień mam próbne testy... I konkurs z wiedzy o Niemczech w Gdańsku w czwartek, muszę wstać tego dnia przed szóstą... Cierpienie i mocna kawa rano murowane.
Przepraszam za takie narzekanie...
Dalej, Skra! Bydgoszcz do pokonania!
W razie pytań zapraszam na mojego aska <klik>.
Pozdrawiam.