Uczucia to nie zabawka, życie to nie gra. To wyzwanie.
PIĄTEK
Kolejny wykład. Kolejne słowa, które nie wnoszą nic do mego życia. Niby słucham tego, co do mnie mówią (i nie tylko do mnie), ale jednak nic z tego nie rozumiem, nie wyciągam wniosków. Moje myśli zajęte są czymś zupełnie innym. Po parudziesięciu minutach wreszcie coś, co do mnie dotarło, z czego pojęciem nie miałam najmniejszych problemów, koniec zajęć.
Wrzuciłam zeszyt przepełniony skąpymi notatkami i licznymi rysunkami siatkarskich rekwizytów i długopis do torby, z hukiem wyszłam z auli. W tym momencie zapewne mnóstwo spojrzeń było utkwionych w moje plecy, a parę szczęk było w równej linii z przeponą. Zdarzało mi się być bezczelną, co nie uchodziło uwadze innym, aczkolwiek mi nie bardzo przeszkadzało. Czasami trzeba było mieć tupet, by przejmować się tylko sobą i przez chwilę nie być altruistą.
Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer Piotrka. Od początku nie dałam mu dojść do słowa.
- Cześć, Pit. Proszę cię, nawet mi nie przerywaj. Musimy się spotkać, ale nie jutro czy w niedzielę, lecz teraz, natychmiast. Na jakimś bardziej prywatnym gruncie niż kawiarnia, czy bar w centrum handlowym. Podpromie też odpada. To co? Wpadniesz do mnie?
- Cześć, Lenka. Kurde, rozgadałaś się - zaśmiał się. - Wiesz co? Preferuję spotkanie u mnie w mieszkaniu. Zapraszam i czekam.
- Zaraz będę - powiedziałam szybko, rozłączając się po chwili.
Tysiące razy przerabiałam już przebieg rozmowy, którą przeprowadzę z nim za kilka tysięcy sekund.
Do mieszkania resoviaka miałam trochę dalej niż do swojego, ale skoro chciał się spotkać właśnie tam, to dlaczego nie?
Pokonywałam kolejne metry i po kilkunastu minutach stałam już pod blokiem Nowakowskiego. Schludny budynek, w przyzwoitej dzielnicy. Głównie mieszkały tu nieduże rodziny. Zadzwoniłam domofonem pod odpowiedni numer przy trzeciej klatce. Drzwi automatycznie się otworzyły, a ja, po wbiegnięciu po schodach, zawitałam w progu środkowego. Zapukałam i pozostało mi tylko czekać na łaskę pana. Przyznam, że przyszła dość szybko.
- Cześć - uśmiechnął się, ale chyba bardziej z grzeczności niż z uciechy na mój widok. - Wchodź - rzekł, udostępniając mi przejście.
- Dzięki - skinęłam głową i wykonałam polecenie, wbijając wzrok w swoje trampki.
- Moja podłoga jest tak interesująca, czy boisz się spojrzeć mi w oczy? - spytał, przekręcając klucz w zamku.
- Nie wiem - mruknęłam zakłopotana, choć dobrze znałam odpowiedź.
- Usiądź sobie w pokoju, a ja zrobię coś do picia, dobrze?
- Ja dziękuję - odparłam, udając się we właściwym kierunku.
- W takim razie może sok?
- Jak będę miała ochotę to ci powiem, zgoda?
Usiadłam na kanapie koloru rozgrzanej gorzkiej czekolady i spojrzałam na niego przelotnie.
- Dobrze - zajął miejsce koło mnie. - W takim razie mów, co to za pilna sprawa.
Przez chwilę milczałam. Wszystko miałam dokładnie obmyślone, ale wzięło w łeb. Nic nie potrafiłam wydusić. Zachęcił mnie do udzielenia odpowiedzi, lekko głaszcząc mnie po udzie.
- Chodzi o nas. Dokładniej o to, że nie ma nas. Zapewne nie będzie.
- Tego nie wiesz - zauważył.
- Ale mam przeczucia - stwierdziłam - i uczucia - dodałam cicho.
- Kobieca intuicja jest niezawodna?
- W większości przypadków - potwierdziłam. - Wy macie wyobraźnię przestrzenną, a my intuicję.
- Rozumiem - rzekł smutno.
- Lubię cię, szanuję i wspieram w karierze sportowej, ale to nie zmusza mnie do sypiania z tobą. Gdybym miała sypiać z każdym, kto spełnia te warunki to na moim koncie znalazłby się grzech kazirodztwa. Nie pytaj - uprzedziłam go. - Sądzę, że takie wywieranie presji na uczuciu jest bezsensowne.
- Racja - poprał mnie.
- Co z Olą? - spytałam, odważając się na spojrzenie mu prosto w oczy.
- Właśnie się nad tym zastanawiam - przyznał - i nie mam zielonego pojęcia.
- W tym przypadku nie jestem w stanie ci pomóc. Nie moja dziedzina.
- Nie oczekuję pomocy. Uważam, że sam muszę do tego dojść.
Pokiwałam powoli głową i spuściłam wzrok. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc zaczęłam skubać skrawek koszulki okalającej moje ciało. Po dłuższej chwili ciszy Pit przysunął się do mnie i czule objął ramieniem. Nie dałam rady i już po paru sekundach na moich policzkach zagościły pojedyncze łzy. Poczułam na twarzy opuszki jego palców, ocierające moje skroplone oznaki słabości. Nie odzywał się, bo był przeświadczony, że słowa są zbędne. Miał rację. Ani ja, a tym bardziej on, nie potrzebowaliśmy kazań. Wystarczała nam sama obecność drugiej osoby, która swoją czułością (w granicach rozsądku) łączyła się w bólu. Żadne z nas nie gardziło swoją wzajemną obecnością, mimo tego, iż parę godzin temu byliśmy dla siebie oschli. Nie chcę do tego wracać, ponieważ wolę tę bardziej miłosierną wersję Nowakowskiego.
W kieszeni wibrował mój telefon, ale nie miałam najmniejszej ochoty, by go odbierać. Było mi za przyjemnie. Nie pożądane było przerywać tego pięknego momentu.
- Odbierz. Może to coś ważnego - mruknął Pit, ciągle mnie przytulając.
Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i, nie patrząc na wyświetlacz, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Cześć, Lena. Wreszcie odebrałaś - usłyszałam głos Kądzia.
Otworzyłam szeroko oczy i wyprostowałam się. Spodziewałabym się każdego, ale nie jego.
- Hej, Michał. Coś się stało?
- Znowu to samo standardowe pytanie. Jest dobrze. Przypomniało mi się, jak mówiłaś, że chcesz spotkać się ze mną jeszcze przed moim wyjazdem...
- Nie mów, że stoisz teraz pod moim blokiem - przerwałam mu przerażona.
- No co ty! Jestem w domu, ale skoro dziś jest piątek to może wpadnę po weekendzie? Co ty na to?
- Przyjeżdżaj i tak nie mam nic ciekawego do roboty, a poniedziałek mam wolny, bo coś tak kombinują na uniwerku - odpowiedziałam.
- Super. Jesteś zajęta czy możesz gadać?
- Czekałam, aż o to zapytasz - zaśmiałam się. - Wyobraź sobie, że się nie obijam.
- A co takiego ciekawego robisz?
- Siedzę sobie u Cichego...
- Nie! - przerwał mi krzyk Piotrka.
- Dzięki za efekty dźwiękowe - mruknęłam.
- Pozdrów go ode mnie - polecił Kądzioła.
- Masz pozdrowienia od Miśka - przekazałam.
- Dziękuję, dziękuję. Nawzajem. Idę po coś do picia, chcesz?
Pokręciłam głową i odprowadziłam go wzrokiem.
- Też cię pozdrawia.
- Jak miło - skomentował. - Nie będę wam przeszkadzał. Bądź grzeczna.
- Będę - prychnęłam. - Do zobaczenia, Misiu.
- Do zobaczenia, skarbie. Kocham Cię - rozłączył się.
Telefon wypadł mi z dłoni. Całe szczęście na kanapę.
Od autora:
Jednodniowy poślizg ze względu na święta, które, jak dla mnie były bardzo udane :) A u Was? Jak święta?
Something for Asiek <3
Dzięki za tak dużą liczbę wyświetleń i zapowiadam, że do końca opowiadania został niecały miesiąc. Liczę na Wasze komentarze, nie tylko pod tym rozdziałem, ale również pod poprzednim i następnymi.
Ode mnie to chyba tyle.
Buziaki, Zuza.